Długie Szyje
Mój ojciec był wielkim podróżnikiem. Tyle ze jego podróże ograniczały się do map i książek. Nie pamietam gdzie chciał jechać i co zobaczyć. Najbardziej prawdopodobna odpowiedzią byłoby, ze chce jechać gdziekolwiek tylko żeby coś zobaczyć. Co pamietam dobrze to niezliczone ilości książek i ich kolorowe okładki. Jedna z książek maila zdjęcie kobiety z plemienia długich szyji. Nadal pamietam moje ogromne zdziwienie tym zdjęciem i wytłumaczenie mojego ojca dlaczego to robią.
Gdy byłyśmy w Chang Mai zauważyłam ze są reklamowane wycieczki aby zobaczyć plemię „długich szyji” (plemię Karen). Zaczęłam sprawdzać internet i okazało się ze obecnie kobiet z tego plemieni są raczej traktowane jako „ludzkie zoo” w wioska gdzie trzeba płacić za wejście aby je zobaczyć.
Czy ja naprawdę chce pójść do takiej wioski aby zobaczyć nieosiągalne marzenie mojego ojca i dziecka ciekawość jak można mieć taka długa szyje.
Miasteczko Pai
Gdy byłyśmy w Pai (ok dwóch tygodni później i 150 km dalej) postanowiłyśmy zobaczyć wodospad Mae Yen. Wspinaczka i przedzieranie się przez wysokie gąszcze trawy były ponad dziewczyn siły wiec po godzinie poddałyśmy się i postanowiłyśmy zawrócić. Jak się okazało nie tylko my wielu z większych (ostra trawa przez która się przedzierałyśmy była większa od dziewczyn) i starszych podróżników tez zawracalo ze szlaku.
Hippisowska Komuna
W drodze powrotnej dostałyśmy zaproszenie do komuny. Było to niesamowite miejsce gdzie niektórzy ludzie przyjeżdżali na dzień, dwa a zostawali miesiąc lub dłużej za każdym razem drąc swoje powrotne bilety autobusowe w ramach pokazania jak są wolni. Bilety lotnicze przebookowywali przez internet. Wszyscy spali na hamakach, razem gotowali. Dziewczynkom miejsce się bardzo spodobało gdyż miało dużo jaszczurek i innych gadów, które oczywiście Zoe musiała złapać. Gdy dziewczyny łapały gady, ku uciesze i zdziwieniu mieszkańców komuny, ja rozmawiałam z jej mieszkańcami. To był jeden z tych pierwszy razów gdy ktoś kto zadawał mi pytania co robimy słuchał odpowiedzi i uważał, ze to jest super – bez pytań, a co ze szkoła, a rozmawiałam tam z prawnikami, PR-owcami i innymi ludźmi którzy musieli uciec od miasta. Wszystko to wyglądało jak powrót do ideologicznej przeszłości z lat sześćdziesiątych tylko z ekstra super telefonami i aparatami fotograficznymi. Będąc tam zastanawiałam się czy któregoś dnia moje dziewczyny zdecydują się na ucieczkę do takiej komuny aby się odnaleźć, czy jak ja kiedyś dadzą się wkręcić w „wyścig szczurów” zanim nawet zauważa.
Plemię Karen „Długie Szyje”
Podczas drogi powrotnej do domu zauważyłam nauk drogowskaz do Plemienia „Długich Szyji”. Poszłyśmy tam, wejście było płatne tylko dla mnie i kosztowało ok 100 bathow, (to prawie nic w porównaniu z wioskami w okolicach Chaing Mai).
W wiosce były tylko trzy domy. Przed każdym wyłożone były souveniry i ręcznie (mam nadziej lokalnie a nie w Chinach) robione pamiątki. Kilka młodych dziewczyn z obrączkami na szyjach karmiło małe kurczaki, gdy nas zobaczyły uciekły do chat. Moje dzieci od razu wykorzystały sytuacje i pobiegły do kurczaków. Kobiety z obrączkami na szyjach totalnie ich nie ruszyły (rozmawiałyśmy o ich kulturze i zwyczajach tydzień wcześniej) za to kurczaki były czymś nowym. Ja natomiast stałam jak wryta patrząc na „Długie Szyje” które wyglądały jak na zdjęciu w książce która pamiętałam z dzieciństwa.
Po jakimś czasie Tania i Zojka postanowiły porzucić pogoń za kurczakami i usiąść wraz z „Long Necks”, które były może około 10 lat starsze od nich. Jedna z która rozmawiałyśmy miała 17 lat a obrączki zaczęła zakładać w wieku lat ośmiu.
Podczas całego pobytu w wiosce byliśmy jedynymi gośćmi, wiec miejsce to nie wydawało się „ludzkim zoo”. Kobiety z wioski wykonywałyu swoje prace a gdy ktoś przyszedł tak jak ny próbowały sprzedać swoje własnoręcznie wykonane pamiątki. Kupiliśmy kilka lokalnych lalek z obrączkami na szyjach a jedna z nich nadal nosze na plecaku jako pamiątkę.
W wiosce był również nowy budynek z napisem Hostel, może gdy będziecie w Pai to tam się możecie zatrzymamy, bo ja z pewnością to zrobię.
Gdy wychodziłyśmy z wioski miałam łzy w oczach. Trzydzieści pare lat temu „Long Necks” były na czymś nieosiągalnym drugim końcu świata, a teraz ja tu jestem i mogę je zobaczyć i pokazać je moim dzieciom – nie w książce, a w miejscu gdzie żyją Czułam się szczęśliwa i spełniona.